Zacząłem
go pragnąć. Nawet nie pamiętam kiedy. Ilekroć go widziałem coś
we mnie płonęło. Ilekroć go spotykałem, miałem ochotę
chociażby go dotknąć. Jednak wiedziałem, że nie mogę.
Udawałem więc, że nic się nie dzieję. Starałem się zachowywać
tak jak zawsze. Próbowałem, naprawdę próbowałem, ale coś mi nie
wychodziło. Gdy tylko go widziałem wariowałem, traciłem zmysły.
Cały czas myślałem tylko o nim, o jego głosie, ciału.
Pragnąłem
go, ale nie wiedziałem, że jednocześnie zakochiwałem się w nim.
Wiedziałem,
że to nie ma najmniejszego sensu. On jest hetero, ma dziewczynę,
narzeczoną. A ja musiałem udawać, że cieszę się jego
szczęściem. W końcu jestem jego przyjacielem.
~~^~~^~~
-Donghae...
myślisz, że dobrze w tym wyglądam?
-Co?
Tak, idealnie.
-Słuchasz
mnie w ogóle?
-No
jasne... -spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. -No co?
-Nic,
o czym tak myślisz, Donggie?
Henry
to mój przyjaciel. Najlepszy od najmłodszych lat. Dziś się żeni,
a ja jestem jego świadkiem. Ten dzień dopiero się zaczął, a ja
już go nienawidzę.
Kocham
go. Cholernie, mocno. Jednak zawsze bałem się mu o tym powiedzieć.
Bałem się odrzucenia, dlatego trwam w tej chorej przyjaźni.
Rok
temu przyjaciel przedstawił mi Chareviu. Jest naprawdę wspaniałą
kobietą, ale nigdy nie wybaczę jej, że zabrała mi Henry'ego. Że
to ona zdobyła jego serce.
-O
niczym.
-Jesteś
jakiś nieobecny. Coś się dzieje?
-To
nic, naprawdę.
Henry
podszedł do mnie i przytulił.
„Boże...
odejdź, Henry nie utrudniaj tego...”
-Donggie...
to dla mnie szczęśliwy dzień, proszę ty też bądź szczęśliwy.
Naprawdę
się starałem. Wymusiłem nawet uśmiech, jednak to na nic, gdy moje
serce krwawi.
~~^~~^~~^~~
W
końcu nadeszła ta chwila. Ten znienawidzony moment. Stałem razem z
przyjacielem obok ołtarza i czekaliśmy na pannę młodą. W końcu
się pojawiła. Uśmiechnąłem się na jej widok. Wyglądała
naprawdę pięknie. Urody nie można jej odmówić. Po smutniałem,
gdy zdałem sobie sprawę z tego, że to jej Henry oddał swe serce.
Właśnie zachciało mi się płakać. Powstrzymałem się , by nie
zrobić przykrości przyjacielowi. Ze ślubu nie pamiętam za wiele,
oprócz słów: „Ogłaszam was mężem i żoną, możecie się
pocałować”. Wtedy moje serce stanęło.
Na
weselu siedziałem przy barze zapijając swoje smutki w wódce.
Chwilę tańczyłem razem z przyjacielem, później znudziło mi się
udawanie szczęśliwego.
-Hej.
Usłyszałem,
a obok mnie usiadł jakiś chłopak.
-Hej...
Rzuciłem
i wypiłem kolejny kieliszek. Nie miałem ochoty na rozmowy z nikim,
a tym bardziej nieznajomym.
-Czy
mi się wydaje czy chcesz się upić? -zaśmiał się dźwięcznie.
-Coś
w ten deseń.
-Czyli
pewnie przeszkadzam?
Spojrzałem
na niego i niemal spadłem z krzesła. Ten koleś jest mega
przystojny. I ma nieziemski uśmiech.
-Niekoniecznie.
-wydukałem i zamówiłem tym razem dwie kolejki. -Napijesz się ze
mną. Prawda?
-Chociaż
wiem, że siostra mnie za to zabije, to bardzo chętnie.
Wypiliśmy
do dna.
-Niby
dlaczego miałaby cię zabić?
-Jestem
bratem panny młodej, powinienem być grzeczny.
Zaśmiał
się. Miał piękny uśmiech. W ogóle cały był piękny. Patrząc
na niego dostrzegłem, że chłopak ma cudowne czekoladowe oczy,
pełne malinowe usta i lekko rumiane policzki, pewnie od alkoholu i
tańca. Nie wyglądał na starszego ode mnie, ale mogłem się
pomylić. Poprosiłem barmana o kolejną porcję napoju bogów. Tym
razem, jednak nie wypiłem go od razu. Najpierw uniosłem kieliszek
ku górze i powiedziałem:
-Jestem
Donghae.
Chłopak
również uniósł swoje szkło i z uśmiechem powiedział:
-Hyukjae,
lecz wolę, gdy zwraca się do mnie Eunhyuk.
I
tym razem wypiliśmy do dna.
Resztę
wieczoru i nocy pamiętam, jak przez mgłę.
~~^~~^~~
Rano
obudziłem się z potwornym bólem głowy. Był dosłownie nie do
zniesienia. Otworzyłem oczy i natychmiast tego pożałowałem,
ponieważ na wprost znajdowało się okno, a za nim świeciło
słońce. Leżałem chwilę bez ruchu, póki nie poczułem ciężaru
w okolicy brzucha. Postanowiłem po raz drugi otworzyć oczy, tym
razem zrobiłem to powoli. I kiedy to zrobiłem, doznałem dosłownie
szoku. Pokój, jak mniemam hotelowy, wyglądał, jakby przeszło
przez niego tornado. A obok mnie spał jakiś chłopak. Całkowicie
nagi. Nie powiem, był całkiem słodki, jednak przerażał mnie
fakt, że mógłbym się z nim przespać, a wnioskuje, że właśnie,
dlatego ten pokój wygląda jak wygląda. Nie mogąc sobie nic
przypomnieć, postanowiłem obudzić swojego... kochanka? To chyba
dobre określenie. Nie powiem, że było łatwo. Brunet miał iście
twardy sen. w końcu otworzył oczy i wtedy dotarło do mnie, że to
ten sam chłopak, z którym wczoraj piłem.
-Mmm...
hej.
Mruknął
tylko, po czym na nowo próbował zasnąć.
-Ej,
poczekaj z tym snem.
-Po
co?
-Bo
chciałbym wiedzieć, co się wczoraj stało.
Chłopak
momentalnie otworzył oczy i spojrzał na mnie trochę dziwnie.
-J-jak
to? Nie pamiętasz nic?
-Tylko,
że razem piliśmy.
Zauważyłem,
ze te słowa skrzywdziły chłopaka, a przynajmniej mocno zasmuciły.
Nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się do mnie plecami i lekko
nakrył kocem. Nie wiedząc co zrobić, również się położyłem,
tylko, że ja wolałem obserwować sufit. Chwilę trwaliśmy w
bezsensowej ciszy. Po czym Eunhyuk nagle wstał, nie kryjąc swojej
nagości. Zaczął zbierać swoje ubrania i udał się do łazienki.
Po chwili usłyszałem dźwięk wody. Nic nie rozumiałem. Czy to
takie trudne wyjaśnić mi co się działo. Przecież nawet jeśli
się przespaliśmy, możemy o tym zapomnieć i żyć dalej... prawda?
Kiedy chłopak wyszedł z łazienki nie odezwał się do mnie słowem,
ani nie zaszczycił mnie wzrokiem. Już totalnie nic nie rozumiem.
~~^~~^~~^~~
od
wesela mojego przyjaciela minął miesiąc. Nowożeńcy właśnie
wracali z miesiąca miodowego, a ja zostałem wyznaczony do
odebrania ich z lotniska. Od tamtego czasu nie miałem żadnego
kontaktu z Eunhyukiem. Nie mniej niemal cały czas o nim myślałem.
Z czasem przypominałem sobie, co wydarzyło się tamtej nocy. Aż
wstyd mi, że tak go wykorzystałem. Jednak nie miałem, jak mu tego
wszystkiego wyjaśnić. Praktycznie nic o nim nie wiem, a spytać o
niego Chareviu nie miałem okazji. Również od tamtej nocy nie
piłem. Wolałem znów nie ryzykować podobną sytuacją.
Jak
wspomniałem, odbieram dziś swojego przyjaciela i jego żonę z
lotniska. Cały miesiąc spędzili na jakieś japońskiej wyspie,
której nazwy nawet nie pamiętam.
Przez
tenże miesiąc w ogóle nie myślałem o Henrym. To znaczy
zastanawiałem się jak się bawią i tym podobne myśli. Jednak ani
razu nie ubolewałem na swoją beznadzieją miłościa do niego. Tak
jakby po tamtej nocy cała ta miłość... wyparowała, znikła.
Samolot
spóźniał się już prawie godzinę. Ech, jak ja nienawidzę
środków transportu publicznego. Siedziałem na ławce obok jakiegoś
małego dziecka, które bezczelnie się na mnie gapiło. Dziecko ,a
dokładnie chłopiec, wyglądał na jakieś pięć lat, miał bujną
ciemną czuprynę i ogromne czarne oczy. Po jakiś piętnastu
minutach bycia obserwowanym, niemal dostawałem szału, dlatego
postanowiłem się odezwać.
-Co
jest, mały?
Chłopiec
dalej tylko się na mnie patrzył. Zrezygnowany spojrzałem znów na
tablicę przylotów. Samolot moich przyjaciół spóźniony o kolejne
dwadzieścia minut.
-Wies,
se jezteś pszystojny?
Spojrzałem
na chłopca.
-Słucham?
-To
sio słysałeś. Jezteś pszystojny.
Nie
mogę uwierzyć, że on mówi do mnie. Co prawda, uważałem, że nie
jestem jakiś tam najgorszy, ale żeby od razu, że przystojny.
-Dlaczego
tak uważasz? -Chłopiec zmarszczył nosek i szybko pokręcił głową.
-Nie
jaaa.
-Kto
w takim razie? -Spytałem zdziwiony.
-Pszyjaciel
tatusia.
-Okey...
a kim jest twój tata?
-D.O
-To
jego imię?
-Oczywiście,
że nie -powiedział obudzony. -Ma na imię Kyungsoo, ale woli, gdy
ludzie zwracają się do niego D.O. Kyungsoo zarezerwowane jest dla
taty.
Zgłupiałem.
Dosłownie zgłupiałem.
-Masz
dwóch ojców?
-No
tak. I wujka Eunhyuka i ciocią Chareviu.
-Co?!
Niemal
wstałem. Gdy to usłyszałem myślałem, że moje serce dosłownie
staje. To przecież nie mógł być zwykły bieg okoliczności. Zanim
o cokolwiek wypytałem chłopca, pojawił się jakiś mężczyzna.
Niski, blady, z ciemnymi włosami i wielkimi czarnymi oczami.
-Pacz,
tatusiu, to ten pan, którego kocha wujek.
-Bummie,
nie powinieneś tego mówić.
-Ale
to prawda. -Oburzyło się dziecko.
Patrzyłem
na nich osłupiały. O czym oni do cholery mówią?! Po chwili
podszedł jeszcze jeden mężczyzna. Ten był wysoki i szczupły.
Miał ciemną karnację, tak samo ciemne włosy, jak poprzedni i
czekoladowe oczy. Wziął malca na ręce i odszedł do szyby, by
chłopiec mógł podziwiać samoloty. Mężczyzna , który został,
usiadł obok mnie i westchnął głęboko. Ja dalej nie mogłem wyjść
z szoku.
Jak
to kocha...?
-To
co powiedział... -zacząłem.
-To
prawda. Hyukjae cię kocha. Chociaż go tak bezczelnie wykorzystałeś.
-Byłem
pijany! To raczej on wykorzystał mnie.
-Tak
sobie wmawiaj. -Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Próbowałem sobie to
wszystko jakoś poukładać. Jak on może mnie kochać? Przecież
poznaliśmy się na weselu jego siostry. -Cierpi, wiesz? Bardzo. -To
mnie zainteresowało. -Odkąd wyjechała Chareviu, jest u nas niemal
codziennie. I płaczę, użala się nad sobą. Uważa, że dalsza
egzystencja nie ma sensu, skoro ty go nie chcesz. Nie wiem dlaczego
cię kocha, ani co takiego zrobiłeś, że go urzekłeś, ale weź
teraz chociaż za to odpowiedzialność.
Po
tych słowach po prostu wstał i odszedł w stronę swojej rodziny.
Przeczesałem włosy palcami. Gdybym powiedział, że słowa
mężczyzny w ogóle nie zrobiły na mnie wrażenia, skłamałbym.
Chociaż wcale nie znałem tego chłopaka, nie mogłem przecież
przestać o nim myśleć przez ostatni miesiąc. Nie miałem
możliwości się z nim skontaktować, a nie bardzo chciałem
przeszkadzać młodej parze w ich wspólnym wyjeździe. Po kilku
minutach intensywnego myślenia, stwierdziłem, że dziś muszę
porozmawiać z Eunhyukiem. Choćby nie wiem co.
Na
swoich przyjaciół czekałem jeszcze około dwudziestu minut. Kiedy
w końcu ich zobaczyłem, szczerze odetchnąłem z ulgą.
-Ile
można na was czekać?
Mruknąłem,
jednak uśmiechnąłem się do nich przyjaźnie.
-Przecież
to nie nasza wina, kochany.
-Wiem,
wiem. Tak się tylko droczę.
Charaviu
roześmiała się i przytuliła mnie. Poczułem się trochę
nieswojo, ponieważ nie przywykłem do przytulania kobiet. Henry
jedynie uścisnął moją dłoń i obdarzył uśmiechem. Nie powiem,
trochę zabolało. Mimo wszystko, dalej żywiłem do niego jakieś
głębsze uczucie.
Nagle
uderzyła mnie pewna myśl. Przez ostatni miesiąc, w ogóle nie
myślałem o moim przyjacielu. Jasne, zastanawiałem jak się bawi ze
swoją żoną, jednak... nie myślałem o nim tak jak dawniej.
Ostatnimi czasy w moich myślach był tylko Eunhyuk. To takie
niedorzeczne. Zakochać się w chłopaku w ciągu miesiąca, podczas
którego wcale się z nim nie widziałem. Jestem tak beznadziejny.
Gdy
młoda para odebrała swoje bagaże, ruszyliśmy do mojego samochodu.
-Charaviu...
-zagadnąłem kobietę.
-Tak?
-Czy...
moglibyśmy najpierw pojechać do twojego brata?
-Hyukjae?
Mogę wiedzieć po co?
-Od
dłuższego czasu chciałem z nim porozmawiać, ale nie wiem gdzie
mieszka, ani nie mam jego numeru komórki...
-A
nie mogłeś do mnie od razu zadzwonić? Skoro to takie ważne.
-Nie
od razu, że ważne... nie chciałem wam po prostu przeszkadzać.
-Och,
przestań. Jesteśmy prawie, jak rodzina. Prawda, Henry?
-Tak,
tak. -Mruknął chłopak.
-W
ogólne nas nie słucha. -Powiedziała dziewczyna z udawanym
oburzeniem. -No nie ważne. Za dzwonie do młodego, czy jest w domu i
możemy jechać.
-Ale
nie mów mu, że ja też będę.
-Okey.
~~^~~^~~^~~
Kobieta
zadzwoniła do brata i okazało się, że jest w domu. Jechaliśmy
właśnie tam, a blondynka wzięła sobie za punkt honoru dowiedzenie
się, co jest tak pilnego i ważnego, że nie mogę z tą rozmową
poczekać. Opowiedziałem im, a raczej tylko Chareviu, co zdarzyło
się w dzień, a raczej noc ich ślubu, oczywiście bez szczegółów.
-Ty
bezduszny gnojku! -Usłyszałem z ust byłej Lee i oberwałem w
ramię.
-Ał!
Za co to?!
-Mój
brat kocha się w tobie od dawna, a ty go tak bezczelnie
wykorzystałeś! W ogóle czemu ja nic o tym nie wiem?!
-Skąd
ja mam to niby wiedzieć?! -Krzyknąłem. -I co to znaczy, że od
dawna mnie kocha? Przecież poznaliśmy się dopiero u was na weselu.
-Co?!
Nie pamiętasz go? -Spytała już z większym spokojem.
-Niby
skąd?
-Chodziliście
razem do liceum...
-Co
ty...
I
nagle mnie oświeciło. Przypomniałem sobie chudego i drobnego
chłopaka z burzą ciemnych włosów. Zawsze miał przy sobie jakąś
książkę i okulary na nosie. Raczej rzadko się odzywał i stał
zboku. Nie wyróżniał się... miał sekret.
-Dongie!
Patrz na drogę!
Gwałtownie
skręciłem w prawo i zatrzymałem samochód. Zawsze się
zastanawiałem co wyrośnie z tego chłopaka. Nigdy nie
przypuszczałem, że bez tych okularów, jest tak przystojny.
Pamiętam dokładnie, jakby to było wczoraj, jak wyznał mi miłość
i mnie pocałował w trzeciej klasie. Matko, jak ja go wtedy
zraniłem. Bałem się zwyczajnie tego, że ten pocałunek mi się
podoba. Byłem wtedy młody i głupi. Zresztą teraz postąpiłem
jeszcze gorzej. Głowa opadła mi na kierownicę. Tak, zdecydowanie
jestem beznadziejny.
-Donghee...
-Usłyszałem Chareviu i poczułem jej dłoń na ramieniu. -Wszystko
okey?
-Nie!
-Krzyknąłem. -Nie nie jest okey. Już drugi raz wszystko
spierdoliłem.
-Może
da się to naprawić. Jestem pewna, że się da.
-Pfff...
Prychnąłem,
ale odpaliłem i ruszyłem w dalszą podróż. Teraz byłem
zdenerwowany. Bałem się, wręcz tej rozmowy. Co ja gadam... samego
spotkania się boję.
Lee
Donghae, jesteś idiotą.
Po
dwudziestu minutach jazdy w zupełnej ciszy, dotarliśmy pod
mieszkanie Eunhyuka. Przyjaciele powiedzieli, że pójdą się gdzieś
przejść, żeby nie przeszkadzać nam w rozmowie. Kiwnąłem tylko
na znak, że rozumiem i udałem się do bloku. Serce biło mi
niemiłosiernie szybko. Bałem się, że chłopak wyrzuci mnie za
drzwi, zanim cokolwiek powiem. A chciałbym chociaż się
wytłumaczyć. Mechanicznie dotarłem do odpowiednich drzwi i drżącą
dłonią zapukałem. Nie mam pojęcia jak długo stałem, póki
chłopak mi otworzył. Po jego minie można łatwo wywnioskować, że
nie spodziewał się mnie. Chłopak otworzył drzwi z uśmiechem, a
gdy tylko mnie zobaczył momentalnie zmienił się na grymas
zdziwienia. Oprócz tego można było dostrzec strach na jego twarzy.
A ja nawet nie wiedziałem jak zacząć rozmowę.
-Co
ty tutaj robisz? -Pierwszy odezwał się Eunhyuk. -Skąd wiesz, gdzie
mieszkam?
-Chareviu...
-nie dał mi skończyć.
-Mogłem
się domyślić! -Spojrzałem na niego zdziwiony. -Kochamy się z
siostrą i w ogóle, ale to podejrzane, jak dzwoni do mnie, od razu
po powrocie z swojej podróży poślubnej.
-No
można powiedzieć, że poprosiłem ją, aby do ciebie zadzwoniła.
Chciałem z tobą porozmawiać.
-Niby
o czym? -Spytał oburzony.
-Mogę
wejść?
-Jasne,
czemu nie -otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka
-wchodź, porozmawiajmy.
-Nie
bądź wredny.
-Ja?
No co ty. Jestem miły. -Spojrzałem na niego z uniesionymi brwiami.
-W każdym bądź razie milszy od Chreviu.
-Okey.
Niech ci będzie.
Usiedliśmy
na kanapie w salonie. Ja rozglądałem się pomieszczeniu, natomiast
Eunhyuk patrzył na swoje dłonie, ułożone na kolanach. Nie
wiedziałem jak mam zacząć rozmowę.
-O
czym chciałeś pogadać?
Spytał
chłopak, a ja nie od razu odpowiedziałem. Musiałem dobrze dobrać
w słowa swoje myśli. Żeby nie wystraszył się, żebym nie stracił
tej szansy.
-To
co wydarzyło się między nami tamtej nocy...
-Nie
chce o tym rozmawiać! -Przerwał mi krzykiem Eunhyuk.
-Ale
mnie to nie obchodzi! Nie musisz nic mówić, tylko mnie wysłuchaj!
Czekałem a to cały miesiąc, więc nie mam mowy, bym teraz się
wycofał. -Młodszy spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba się tego nie
spodziewał. W sumie sam się po sobie tego nie spodziewałem. Po
chwili pokiwał delikatnie głową. To był znak dla mnie, że mogę
mówić dalej. -Jak mówiłem, to co się wtedy wydarzyło... to
prawda, nic nie pamiętałem, bo byłem zbyt pijany. Ale... przez
kolejne dni wszystko sobie przypominałem. Wszystko co mówiłeś, co
robiłeś. Na samym końcu przypomniałem sobie naszą wspólną noc.
-Kątem oka spojrzałem na chłopaka. Na te słowa zarumienił się.
Moja górna warga lekko drgnęła. -Pamiętam wszystko dokładnie.
Szczególnie chwilę, w której pogrążyłeś się w totalnej
ekstazie.
-Przestań...
Mruknął
i trącił mnie lekko w ramię. Zaśmiałem się.
-Mówię
prawdę. Wyglądałeś wtedy bardzo słodko. -Uklęknąłem przed
nim, złapałem jego dłonie w swoje i spojrzałem mu w oczy. -A
wiesz co jeszcze pamiętam?
-Nie...
-wyszeptał na tyle głośno, bym to usłyszał i na tyle cicho, że
nikt prócz mnie, nie usłyszałby tego.
-Że
kiedy ja osiągałem szczyt, myślałem o tobie. Nie o nikim innym.
Nie o Hernym, którego myślałem, że kocham. Nie o moich byłych
dziewczynach czy chłopakach. Byłeś tam tylko ty.
Eunhyuk
miał w tej chwili oczy dwa razy większe niż zwykle. Rumieniec na
policzkach przybrał nowy odcień. Usta miał lekko rozwarte.
Zdecydowanie go zaskoczyłem.
-O
mnie...?
-Tak,
o tobie. Tak samo, jak przez ostatni miesiąc.
Usta
Hyukjae drgnęły, by po chwili przerodziły się w szeroki uśmiech.
Jego oczy zaszkliły się. Już chciałem go uspokajać, kiedy on
pisnął głośno i rzucił mi się na szyję. Totalnie się tego nie
spodziewałem, dlatego runąłem na ziemie, a chłopak razem ze mną.
Kiedy otrząsnąłem się, zacząłem się śmiać. Euhyukie śmiał
się ze mną, owiewając moją szyję ciepłym oddechem. Przytuliłem
go do siebie, trzymając swoje dłonie na jego plecach i napawając
się jego bliskością.
-Wybaczysz
mi, że tak długo czekałem z tą wiadomością?
-O-oczywiście.
Za bardzo się cieszę, by się gniewać.
Zaśmiał
się i lekko podniósł się. W ten sposób mogłem patrzeć w jego
piękne oczy. W ogóle cały Eunhyuk jest piękny, słodki i idealnie
idealny. Pogłaskałem go po policzku. Taki delikatny.
-Kocham
cię, Hyukkie. -Chłopak uśmiechnął się.
-Ja
ciebie też, Donnie.
Przysunąłem
do siebie Eunhyuka za kark i wpiłem w jego usta. Pocałunek był
delikatny, lecz namiętny i pełen uczucia.
Teraz
jestem pewien, że to o nim myślałem cały miesiąc, że to jego
pragnę, że to jego kocham.